14.08.2025
Ja z twoich, ty z moich!
z Anną Sztwiertnią i Konradem Gubałą rozmawia Gabi Skrzypczak w ramach Galeria Podgląd #18: odsłona A–Z
Gabi Skrzypczak: Oboje jesteście związani z Krakowskim ASP i wydziałem grafiki. Z czego wynika w waszej twórczości zwrot ku pracom obiektowym i przestrzennym?
Anna Sztwiertnia: Już podczas studiów zaczęłam zastanawiać się nad ograniczeniami wynikającymi z pracy wyłącznie z płaskim obrazem. Zrodziła się wtedy we mnie potrzeba tworzenia obiektów, z którymi można wejść w interakcję lub uznać je za element codzienności. Chciałam, żeby odbiorca nie patrzył na nie jedynie jak na „dzieło sztuki” – bo takie skojarzenie często mamy, oglądając prace dwuwymiarowe. To skłoniło mnie do poszukiwania form bardziej przestrzennych, które wciągają widza i angażują go w inny, bliższy sposób.
G.S.: W twoich pracach Konrad widać bliższe odniesienia do warsztatu związanego z grafiką i jej warsztatowych elementów. Jak to odchodzenie od grafiki odznacza się w tworzonych przez ciebie obiektach?
Konrad Gubała: Niczym dziwnym nie jest, że nadal cały czas robię matryce. Do trzeciego roku studiów byłem przekonany, że zostanę grafikiem warsztatowym. Że będę tworzył grafiki na kamieniu, robił linoryty. W pewnym momencie poczułem ciągotę do tworzenia rzeczy bardziej przestrzennych, eksperymentowania, szukania innego języka. Opierałem się jednak na tym, co znałem, czyli technikach graficznych. Zacząłem m.in. Malować kwasem na blasze, nie po to żeby ją później odbić, tylko zostawić ślad kwasu na pracy. Eksperymenty nie zawsze kończyły się dobrze, tak jak wtedy, kiedy próbowałem użyć kwasu na aluminium i wszystko zaczęło parować w domu. Dużo w tym było metod prób i błędów.
G.S.: Pozostając w dziedzinie medium, bardzo ciekawi mnie jak zaczęła się twoja przygoda Ania z metalem. W Orońsku otwarta została niedawno wystawa kobiecej metaloplastyki, metalowe obiekty coraz częściej pojawiają się w galeriach. Ciekawi mnie jak odnajdujesz się w pracy z tym konkretnym materiałem.
A.S.: Nie jestem szczególnie przywiązana do jednego materiału. Czasem wręcz zazdroszczę artystom, którzy konsekwentnie pracują w określonym medium i doskonale znają jego technikę. U mnie to raczej koncepcja pracy decyduje o wyborze materiału, dlatego w przeszłości sięgałam po bardzo różne techniki. Po metal pierwszy raz sięgnęłam przygotowując Hydrofornię na gdańskie Narracje – idealnie pasował mi wtedy do industrialnego klimatu. Potem powstały kolejne realizacje z jego użyciem i obecnie pracuję nad nowymi instalacjami, w którym metal również się pojawia, choć nie jest jedynym materiałem. Nie traktuję go jednak jako stałego elementu mojej twórczości i pewnie w przyszłości będę tworzyć także w innych technikach.
Będąc na wystawie w Orońsku, trochę zazdrościłam artystkom, że tak dobrze czują się w jednej technice, bo dzięki temu mogą swobodnie eksperymentować i nadać swoim realizacjom wyjątkowy charakter. Ja natomiast wciąż poruszam się między różnymi mediami, ale może kiedyś to się zmieni.
G.S.: Prace Konrada są zdecydowanie mocno narracyjne. Jest w nich dużo treści i opowieści, często intymnych. Jakie historie opowiadają obiekty, które obecnie można oglądać w galerii Podgląd?
K.G.: Kiedy zabierałem się za grawerowanie metalu, zastanawiałem się nad tym, czemu w ogóle ludzie coś grawerują. Uwieczniamy zazwyczaj rzeczy ważne, to co chcemy pamiętać, sukcesy. Ja postanowiłem uwiecznić tą metodą wszystko to, czego nie chcemy pamiętać. Są to moje porażki, drobne upadki. Chciałem zrobić wywrotkę i przedstawić trudne chwile, które nas mimo wszystko budują. Łączy się to u mnie z celebracją porażki, nie tylko w kontekście projektu dyplomowego, ale ogólnie w mojej twórczości. Skupiam się na niepowodzeniach, a na blachach je w pewien sposób „wyświęcam”, celebruję. Nie są wtedy do końca porażkami a rzeczami, z których mogę być dumny, bo je przetrwałem.
G.S.: Macie podobny background, jednak dopiero w ramach Podglądu spotykacie się pierwszy raz. Jak odnaleźliście się w tym zaproponowanym przeze mnie zestawieniu i co cenicie nawzajem w swojej twórczości.
K.G.: Jest to dla mnie o tyle ciekawa sytuacja, że jak dowiedziałem się, że będę robił z Anią duet, to pomyślałem sobie: „O Jezu, to jest ta osoba, której prace oglądam na wystawach już od pierwszego roku studiów”. Pamiętam Anię z wystawy m.in. w Bunkrze Sztuki i wielu innych wydarzeń w Krakowie. Bardzo się ucieszyłem, bo uważam, że Ania robi świetne rzeczy. Kiedy poznaliśmy się w końcu osobiście, trochę mi zeszło ciśnienie, ale pamiętam, że na pierwszym roku pisałem nawet recenzję jej wystawy na zaliczenie. Wchodziłem w ten projekt z myślami, że będę współpracował z super artystką, której dyplom zrobił na mnie ogromne wrażenie. I cieszę się, że spotkaliśmy się na wystawie w Fundacji Sztuki Polskiej ING. Życie jest naprawdę ciekawe!
A.S.: Bardzo ucieszyłam się z tego zaproszenia. Znałam wcześniej prace Konrada – widziałam je m.in. na wystawie studenckiej przy ul. Piłsudskiego w Krakowie i już wtedy jego obiekty zrobiły na mnie duże wrażenie. Pamiętam, że nawet robiłam im zdjęcia, choć wtedy nie wiedziałam jeszcze, kto jest ich autorem. Dopiero później zaczęłam kojarzyć Konrada z kolejnych wystaw.
Samo zestawienie nas w jednym projekcie wydaje mi się bardzo ciekawe – dzieli nas różnica wieku i moment ukończenia studiów. Dla mnie było niezwykle interesujące posłuchać opowieści Konrada o tym, jak nasz wydział funkcjonuje aktualnie. Uwielbiam też jego energię. Szczególnie podobało mi się obserwowanie jego pracy nad dyplomem – zrobiło to na mnie duże wrażenie. Podziwiam jego zaangażowanie, a obserwując to, sama wróciłam myślami do własnego dyplomu i emocji, które mi wtedy towarzyszyły.
Cieszę się, że mogliśmy poznać się na żywo. W Krakowie często chodzi się na wystawy, ludzie się gdzieś mijają, ale jeśli nie ma konkretnego momentu, w którym te ścieżki się przecinają – jak wspólny projekt – to tak naprawdę wcale się nie poznajemy. Bardzo podoba mi się też zestawienie naszych prac w Podglądzie. Lubię to, że łączy nas materiał, ale wydźwięk prac jest zupełnie inny – moja realizacja jest mocno industrialna i geometryczna, a u Konrada pojawia się dodatkowa warstwa narracyjna w postaci grawerowania, dzięki której wystawa staje się ciekawsza i zyskuje więcej znaczeniowych poziomów.
K.G.: I odwrotnie! Jestem czasem maksymalistą. Moje blachy to często Horror vacui. U Ani cenię to, że wystarczy minimum środków, by wszystko zagrało. Same metalowe rury i kapiąca woda a u mnie zawsze dzieje się maksimum.
A.S.: Czasem czuję, że chciałabym zrobić coś więcej. Od dłuższego czasu odczuwam potrzebę dodania do moich prac elementów rysunkowych albo graficznych. Miałam już kilka prób, na razie raczej ostrożnych. Może w końcu się to wydarzy. Może coś mnie zainspiruje, może uda mi się też wyciągnąć coś z prac Konrada.
K.G.: Ja z twoich, ty z moich!