16.03.2021
Sztuka przetrwania w sztuce
Piotr Puldzian Płucienniczak
Nie jest łatwo robić sztukę, a jeszcze trudniej z niej żyć. Sprawność warsztatowa nie zastąpi wiedzy o tym, do czego można tej sprawności używać. Sprawy nie ułatwia fakt, że decyzje o rozpoczęciu studiów artystycznych podejmuje się raczej z poczucia powołania niż z refleksji nad przyszłym zawodem. Jasne, proces twórczy jest ważny, ale nie najważniejszy, jeśli interesuje nas materialne zabezpieczenie egzystencji. Nie istnieje tu jeden wzorzec sukcesu ani jedna droga do jego osiągnięcia. Pole sztuki dzieli się na różne podsystemy, między którymi należy szukać równowagi, jeśli chce się przetrwać. Na początek proponuję uznać, że sukcesem jest już samo życie, w którym sztuka istnieje jako stały element. W tekście wskażę na kilka społecznych i gospodarczych procesów albo sytuacji, które kształtują to, jak wygląda codzienność pracowników i pracownic sztuki, oraz kilka sposobów na to, jak żyć ze sztuką długo i możliwie szczęśliwie.
Sztuka jako zawód
Podstawowy problem związany z pracą zawodową w sztuce to niepewność zatrudnienia i dochodu. Zarobki osób pracujących twórczo nie odbiegają radykalnie od polskich standardów, chodzi więc nie tyle o ubóstwo, ile o brak stabilności. Dwie trzecie osób pracujących w polu sztuki utrzymuje się z działań, które bywają dobrze płatne, ale pojawiają się okazjonalnie: konkursów, stypendiów, uczestnictwa w grantach, na podstawie umów o dzieło lub zlecenie. Umiejętność stałego życia z dorywczych projektów jest niezwykle trudna, rzadko bowiem zdarza się, by nowy projekt zaczynał się właśnie wtedy, kiedy kończy się poprzedni. Częściej są między nimi przerwy i wtedy trzeba szukać kasy skądinąd. Dlatego niemal wszyscy łączą pracę twórczą z dorabianiem w branży kreatywnej albo pokrewnych. Praca w reklamie albo w mediach pozwala ustabilizować budżet na tyle, by można było sobie pozwolić na działania artystyczne i przetrwać okresy artystycznej posuchy (takie jak pandemia). Sporym plusem jest umiejętność zarządzania własnym budżetem i robienia oszczędności, żeby móc przetrwać cienki miesiąc czy dwa. O blaskach i cieniach projektowego życia pisze Kuba Szreder w książeczce ABC projektariatu (Bęc Zmiana, 2016).
Umowy cywilnoprawne, które dominują w tzw. zawodach kreatywnych, nie gwarantują ubezpieczenia zdrowotnego i społecznego ani prawa do urlopu. W konsekwencji życie artystów i artystek jest nie tylko niestabilne finansowo, ale też łatwo w nim o kłopoty ze zdrowiem, przemęczenie, a w konsekwencji wypalenie i porzucenie pracy twórczej. Praca na etat gwarantuje te zabezpieczenia, ale obowiązki zawodowe mogą sprawić, że nie będziemy mieć czasu na sztukę i zajmiemy się już tylko pracą.
Nie jest łatwo pogodzić powołanie z zawodem, jeśli to pierwsze nie przynosi dochodu, wymaga natomiast czasu i inwestycji. Badania pokazują, że kariery artystyczne często rozbijają się o czynsze. Niedobór mieszkań w Polsce oraz związane z tym wysokie opłaty za lokale to kluczowy problem dla osób, które nie zarabiają regularnie, a nie chcą dłużej mieszkać w studenckiej kanciapie. Można mniej jeść i mniej pić, ale nie można nie mieszkać. Do rzetelnej pracy twórczej przydałaby się pracownia, a przynajmniej jakaś przestrzeń robocza. Żeby jednak podpisać umowę najmu i opłacać czynsz, potrzebujemy regularnego albo przynajmniej przewidywalnego dochodu. Autorzy raportu Fabryka sztuki (Bęc Zmiana, 2015) podkreślają, że posiadanie mieszkania jest kluczowym czynnikiem powodzenia kariery artystycznej. Nie talent, nie znajomości, nie wykształcenie (choć oczywiście to wszystko ma ogromne znaczenie). Najważniejsze okazuje się własne mieszkanie, które można wygrać w loterii pt. „Dobrze urodzony/a”.
Z nieregularnej pracy twórczej trudno opłacać czynsz, więc potencjalni artyści i artystki porzucają sztukę, zanim ustabilizują swoje dochody. Ze sztuki nie ma pieniędzy, a przy pracy zawodowej brakuje czasu na sztukę, zmieniają się też priorytety i znajomi. Niemal trzy czwarte młodych twórców i twórczyń mieszka poza miejscem urodzenia, więc pewnie wynajmują mieszkanie lub pokój. Niestety czeka ich selekcja, w której głównym kryterium będzie dostęp do stałego dochodu.
W praktyce rynek nieruchomości okazuje się ważniejszy od rynku sztuki. Owszem, łatwo ekscytować się rekordami na aukcjach, ale mają one niewiele wspólnego z tym, jak zarabia się w sztuce. Ponad dwie trzecie młodych twórców sprzedaje swoje prace wyłącznie rodzinie i znajomym, bez pośrednictwa żadnych instytucji. Nie mają potrzeby ani okazji wystawiać się na aukcjach i w komercyjnych galeriach. Rekordowe aukcje nie mają wielkiego znaczenia dla dobrostanu 99% młodych artystek i artystów. Co więcej, gusta kolekcjonerów często odbiegają od tego, co uważa się za interesujące w sztuce współczesnej, a obranie komercyjnej drogi może oznaczać odcięcie od innych źródeł uznania w sztuce, takich jak instytucje i media, akademia czy zainteresowanie publiczności. Jeśli interesuje cię zarabianie w ten sposób, zapoznaj się z książką Rynek sztuki w Polsce. Przewodnik dla kolekcjonerów i inwestorów Moniki Bryl (Wydawnictwo Naukowe PWN, 2016).
Praca na uczelni artystycznej mogłaby być świetnym rozwiązaniem – daje stabilne zatrudnienie i czas na rozwijanie własnego warsztatu. Niestety polskie akademie sztuk pięknych są instytucjami konserwatywnymi i zdominowanymi przez starszych mężczyzn o ustalonym, zachowawczym światopoglądzie. Autorki raportu Marne szanse na awanse? (Fundacja Katarzyny Kozyry, 2015) przekonują, że przy zatrudnianiu na uczelniach dominuje logika mini me: profesor chce asystenta, który będzie jego posłuszną kopią. Nie rokuje to dobrze indywidualnym poszukiwaniom. Nie rokuje też dobrze kobietom, bo zmaskulinizowana kadra niechętnie robi miejsce dla artystek.
Tak naprawdę nie ma jednej sztuki, tylko złożone pole sztuki, w którym różne instytucje próbują narzucić swój punkt widzenia na to, czym jest sztuka. Obrazem do powieszenia w luksusowym apartamencie? Zaangażowaną społecznie instalacją? Świetną warsztatowo grafiką? Branża artystyczna może sprawiać wrażenie egalitarnej, ale jest rozwarstwiona materialnie i światopoglądowo. W jednej galerii mogą wystawiać twórcy regularnie zarabiający na sprzedaży swoich dzieł, akademiccy profesorowie i ich uczniowie oraz osoby, które dopiero niedawno zaczęły zajmować się sztuką. Ta pozorna równość sprawia, że często pomijamy ogromne różnice w dostępie do zabezpieczeń socjalnych i dróg awansu. W instytucjonalnym polu sztuki dominują starsi mężczyźni, a rynek sztuki preferuje artystów nieżyjących. Młodzi mają w tym kontekście trudno. Na szczęście kobiety torują sobie drogę poprzez postępowe instytucje wspierające sztukę współczesną – choć tym niestety często brakuje funduszy. Przy planowaniu kariery artystycznej trzeba brać pod uwagę materialne trudności, których trudno uniknąć. Lepiej mieć plan i zapasy na drogę.
Kogo interesuje sztuka?
Nierówności w polu sztuki to ogromny problem, a zarazem dopiero początek kłopotów. Do kogo w ogóle powinniśmy adresować nasze prace? Raport Wizualne niewidzialne (Akademia Szuk Pięknych w Warszawie, 2018) pokazuje, po pierwsze, że sztuka ma marginalne znaczenie dla polskiego społeczeństwa, oraz, po drugie, jak duże są rozbieżności w jej postrzeganiu przez twórców i publiczność.
Dla artystów i artystek każda rzecz i gest może być dziełem sztuki: śmietnik, pomalowana ściana, śrubki zebrane do pudełka, aplikacja. Polskie społeczeństwo hołduje jednak bardziej konkretnym kryteriom: sztuka to malarstwo, rzeźba, grafika i rysunek, fotografia oraz film. Cenione są prace realistyczne, pozytywne i skłaniające do myślenia – reszta mało kogo interesuje. O ile dla twórców i twórczyń sztuka jest kluczowa i gotowi są nie dojadać, żeby opłacić czynsz, o tyle dla większości społeczeństwa nie ma ona większego znaczenia. Dzieła sztuki nie są obecne w mediach, nie ma ich w publicznych instytucjach, ignorowane są w szkołach, nie dyskutuje się o nich pod sklepem. W konsekwencji ponad połowa mieszkańców i mieszkanek Polski nie zna żadnego żyjącego artysty i nie była nigdy w galerii ani muzeum. Tylko 1% populacji naszego kraju, czyli jakieś 380 tysięcy osób, regularnie bywa w takich miejscach.
Około połowy Polek i Polaków nie ma żadnego kontaktu ze sztuką ani interaktywnymi formami kultury – oglądają przede wszystkim telewizję. Jedna trzecia to „popkulturowi normalsi”, którzy korzystają z komercyjnych mediów i rozrywek głównego nurtu. 16% populacji posiada jakieś dzieło sztuki (np. obrazek z papieżem) i coś wie o sztuce. Wreszcie 3% (około 1 miliona ludzi) to „ciekawi świata”, którzy obracają się w jakichś środowiskach twórczych, czasem tworzą, a rzadziej posiadają dzieła. Nie jest to zbyt duża grupa i wcale nie jest powiedziane, że interesują się akurat tym rodzajem sztuki, który tworzymy: tylko 1/3 z nich regularnie bywa w galeriach.
Rozwój sztuk wizualnych w Polsce ograniczają dwa zjawiska: niskie płace przy wysokich kosztach życia oraz niski poziom edukacji artystycznej. Te dwa problemy wzajemnie się wzmacniają: osoby zapracowane nie mają siły szukać sztuki, a osoby, które dysponują wolnym czasem, nie wiedzą, jak podejść do sztuki współczesnej. W konsekwencji sztuka interesuje wąskie grona miejskich elit, a całe połacie kraju są kulturalną pustynią. Niestety, nie mamy na to dużego wpływu jako jednostki, więc nasze wysiłki artystyczne muszą napotkać barierę, jaką jest liczebnie i finansowo ograniczona publiczność.
Sztuka jako powołanie
Skoro znamy już warunki pracy w sztuce, wróćmy do motywacji, która kazała nam zająć się tą dziedziną. Po co to robię? Co daje mi tworzenie? Co chcę osiągnąć? Jak się z tym czuję? Dziwnym zrządzeniem losu biografie wielu twórców i twórczyń pełne są kłopotów i załamań, ale także wybuchów entuzjazmu. Współczesna psychologia rozpoznaje taką sytuację jako „wysoką wrażliwość układu nerwowego”. Elaine Aron jest autorką książek na temat życia w takiej kondycji – przeczytaj je, jeśli czujesz, że twój sposób odbierania świata jest przyczyną kłopotów (przede wszystkim Wysoko wrażliwi, Wydawnictwo Feeria, 2017).
Praca z własnymi emocjami sprawia więcej trudności mężczyznom – a to z powodu dość ponurej wizji tego, jaki powinien być „prawdziwy mężczyzna” i jak należy go wychowywać. Na szczęście dostrzega się dziś również ten problem. Książka The Highly Sensitive Man Toma Falkensteina (Citadel Press, 2017) zawiera refleksję nad życiem jako wysoko wrażliwy mężczyzna w świecie, który nie ceni męskiej wrażliwości.
Nie jest łatwo poradzić sobie z tymi wszystkimi sprawami samotnie albo przy pomocy książki. Dlatego w sytuacjach kryzysowych warto udać się po profesjonalną pomoc: do psychiatry albo psychoterapeutki. Wieloletnie depresje nie są nikomu do niczego potrzebne, a życie nie zyskuje na wartości przez to, że samotnie zmagamy się z problemami. Im szybciej poradzimy sobie z wewnętrznymi trudnościami, tym szybciej będziemy miały siłę na pokonywanie tych zewnętrznych. Dostęp do opieki psychiatrycznej przysługuje nam w ramach ubezpieczenia zdrowotnego i nie ma żadnego powodu, żeby nie skorzystać z tej możliwości, jeśli tylko gorzej się czujemy. Bezpłatne wsparcie psychologiczne oferują również niektóre uczelnie i miasta.
Bywa tak, że pytanie: „dlaczego nie robię sztuki?” jest ważniejsze od: „dlaczego ją robię?”. Blokady, okresy utraty „natchnienia” czy poczucia sensu to normalne elementy twórczego życia. Również do nich możemy podejść aktywnie, a nie czekać, aż same miną. Wiele osób – w tym ja – poleca książkę Droga artysty Julii Cameron (Szafa, 2013). Jest to interesujący poradnik na temat tego, jak zrozumieć, o co tak naprawdę nam chodzi. Być może to nie sztuka jest problemem, kiedy mierzymy się z niemocą twórczą.
Zakończenie
Sztuka to świetny sposób na interesujące życie, zwłaszcza jeśli robi się ją świadomie i razem z innymi. Warto wiedzieć, jak działa i na co możemy sobie w niej pozwolić: materiały uzupełniające i raporty A–Z zawierają pakiet szczegółowych wskazówek dotyczących spraw, o których wspomniałem w tekście. Mamy kilka solidnych raportów, które analizują pracę i życie w sztuce: Fabryka sztuki i Marne szanse na awanse? o zatrudnieniu i nierównościach płciowych na uczelniach, a także Wizualne niewidzialne o kondycji sztuk wizualnych jako takich. Wszystkie je można znaleźć w sieci. Dzięki wiedzy możemy uniknąć wpadek, które mogą nas kosztować satysfakcję z naszej roboty, a być może całe twórcze życie.
Zobacz też: Zarządzanie kryzysowe